Współczuję Ci bardzo ale zanim szanowny rodzic zachorował zapewne troszczył się o ciebie. Teraz czas oddać mu ten dług.
Zanim szanowny rodzic zachorował to miał tylko 2 kochane córki a syna miał gdzieś. Córki dostawały pieniądze na wszystko, ja musiałem sobie na wszystko zapracować sam. Pole zapisane na córki, gdyż córka bierze z domu, a syn niech się dorabia jak chce. Teraz córki do matki przyjeżdżają 1-2 razy do roku na kilka godzin, albo i krócej, gdyż ciężko pracują i są zajęte ( 8 godz. dziennie od poniedziałku do piątku), nie sprzątają -są zmęczone, uskładaną przez matkę z "renty" kupkę pieniędzy zabiorą,gdyż im potrzeba, czasami zadzwonią do matki z płaczem, jak to im ciężko i ile pieniędzy im jeszcze trzeba ( no bo dzieci, no bo wycieczki, no bo wczasy itp). Nie mają czasu przyjechać na święta, a jak wpadną to ze słowami "ja tak na króciutko" i z zapytaniem "co ty mamuś dla mnie masz". Ja mieszkam ok. 40 km od matki, wszystkie opłaty muszę porobić , kupić węgiel (na to pieniądze matka daje), drzewo na zimę na opał zabezpieczyć i porąbać, posprzątać w domu, pomyć naczynia, ponaprawiać wszystko, co się w domu zepsuło , zawieżć matce zupę w słoikach, gotowane pierogi, naleśniki itp.(to przygotowuje moja żona), wysłuchać lamentów matki odnośnie jej wymyślonych chorób, dołożyć pieniędzy tu i tam bo mamusi " renty" nie starcza. Od siostry usłyszałem, że
mam swieże powietrze na wsi i wypoczywam na łonie przyrody , nie muszę nigdzie wyjeżdżać Robię to wszystko, bo mi żal matki - bo to matka. Tak nieraz myślę, jak to jest z niektórymi rodzicami- najbardziej kochają te dzieci, które nigdy w domu nie robiły nic,tylko ciągnęły pieniądze z domu. Córkom nie jest wstyd, nie odczuwają potrzeby poprania matce rzeczy, posprzątania, przygotowania świąt, zabrania matki na badania lekarskie. O grobie ojca też już prawie zapomniały. One są zajęte, chociaż nie mieszkają aż tak daleko od matki. Z żoną oboje pracujemy, ja muszę godzić pracę zarobkową z obowiązkami wobec obecnie zniedołężniałej już matki. Raz, w zimie 2 razy w tygodniu, muszę wygospodarować czas i pojechać do matki, nanieść węgla, posprzątać, zawieźć coś do jedzenia. Żona mi dużo pomaga. I tak sobie nieraz myślę jak to jest z tą sprawiedliwością rodziców wobec dzieci, wymagań od dzieci, miłością do dzieci, która dzieli na dzieci te lepsze i te "drugiego sortu". Dlaczego tak jest, że te najukochańsze nie mają czasu dla rodziców i zabiorą ostatni grosz.