Wigilia

Sprawy związane z Tomaszowem Lubelskim i jego okolicami.

Postautor: Gość » 20 gru 2017, o 12:15

Trudno zrozumieć zbrodnię popełnioną w podolskiej wsi Ihrowica 24 grudnia 1944 roku. Dlaczego do polskich domów podczas wigilijnej wieczerzy wdarli się nagle zbrojni banderowcy z OUN–UPA i okoliczni ukraińscy chłopi, mordując, rabując i paląc? Czym zasłużyli sobie miejscowi Polacy na tak straszne potraktowanie? Dlaczego pod ciosami ukraińskiej siekiery zginął wyjątkowo dobry i kochający ludzi człowiek, ksiądz Stanisław Szczepankiewicz, który przez całe lata z oddaniem leczył i pielęgnował wszystkich chorych, bez względu na narodowość i wyznanie?

https://www.youtube.com/watch?v=F69qnNXlcoc

Poza wyjątkowo okrutnymi sposobami zabijania ofiar warto zwrócić uwagę na ogromną pomysłowość dowódców OUN i UPA przy organizowaniu podstępów i wymyślnych pułapek, w które wciągano Polaków. Mordowano wiernych zgromadzonych w kościołach, napadano na domostwa w czasie świąt kościelnych i państwowych, ślubów, chrzcin, komunii, gdy domownicy zbierali się w odświętnej atmosferze przy stole, nie spodziewając się ataku.

W ten typ napadów wpisuje się okrutny mord na mieszkańcach Ihrowicy dokonany w Wigilię świąt Bożego Narodzenia, kiedy banderowcy razem z miejscową ludnością ukraińską zaatakowali zupełnie zaskoczonych Polaków.
Na górę

Postautor: Gość » 20 gru 2017, o 12:27

"...Wspaniała opowieść Profesora Wiktora Zinna o Wigilii 1942 i zamordowanych przez banderowców Polakach,22 lata temu Pan Profesor przypomniał o tej zbrodni a ja przypominam ją teraz,oby żaden Polak nie wymazał z pamięci Rodaków pomordowanych przez bandersynów..."

https://www.youtube.com/watch?v=IRK63hszd3I


Wigilię 1943 roku tragicznie przeżywały rodziny polskie na Kresach, zwłaszcza na Wołyniu. Ponad tysiąc wsi, kolonii i osad polskich zostało przez banderowców spalonych, zrównanych z ziemią, a ponad 50 tysięcy dzieci, kobiet, starców i mężczyzn zostało okrutnie pomordowanych. Tysiące nie pogrzebanych ciał, leżących wokół pogorzelisk, rozwłóczonych po polach i zagajnikach, przykrył śnieg. Ci, którzy ocaleli, z trwogą zasiadali do Wieczerzy Wigilijnej, wielu z nich jej nie dokończyło. Ludobójstwa tego dokonywały bandyckie formacje Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), niekiedy sąsiedzi Polaków, ukraińscy chłopi uzbrojeni w siekiery, noże, kosy, widły, drągi, cepy, kłonice i inne narzędzia, na co dzień służące im w gospodarstwie. Tym razem użyli ich do bestialskiego mordowania całych rodzin polskich, całych wsi, gmin i powiatów. Niejednokrotnie owe narzędzia mordów poświęcane były przez duchowieństwo prawosławne.

Wigilia 1944 roku na Kresach ubroczona była dalej w polskiej krwi. Ukraińcy „dorzynali” resztki ocalałej ludności polskiej na Wołyniu, ludobójcza rzeź przetaczała się przez Małopolskę Wschodnią oraz tzw. „Zakierzonię”.

http://www.fronda.pl/blogi/prawda-o-nob ... 23759.html
Na górę

Postautor: Gość » 20 gru 2017, o 12:42

Dzień 25 grudnia 1943 r. zapisał się czarną kartą mojego życia i całej mojej rodziny. Boże Narodzenie, najpiękniejsze święto dla każdego Polaka, katolika – dla mnie był to dzień straszliwego przerażenia, ogromnego smutku na całe życie. Wigilia – podczas dzielenia się opłatkiem z rodziną i sąsiadami nikt nie przypuszczał, co czeka nas nazajutrz. Życzyliśmy sobie nawzajem szybkiego końca wojny i powrotu do naszych domów.

Rano przygotowanie do śniadania, krzątanie, mieliśmy iść do kościoła do Zasmyk, ja jeszcze nie zdążyłam się ubrać do wyjścia. Wtem wpada wujek Wałęga i krzyczy: „Boże, burki idą!” Dopadamy okien, ogarnia nas przerażenie. Wiemy, co nam grozi, tyle ludzi, dzieci, co robić? Pan Świderski zaryglował drzwi, wziął widły i mówi: „Żywy żaden do domu nie wejdzie.” Po chwili uchylił drzwi, by zobaczyć co się dzieje na zewnątrz. W tym momencie pada strzał. Siostra Wanda stała oparta o drzwi, strasznie płakała, przyjechała bowiem z Kowla wraz z mężem do nas na święta. Strzał trafia w nią, pada na twarz. Ojciec mój ze szwagrem odwracają ją, zdążyła tylko wymówić „tato” i kończy życie. Boże, jakie przerażenie ogarnęło wszystkich, co się działo w tym domu, lament, płacz, krzyk dzieci, jedni modlą się na kolanach, rozpacz ogarnia wszystkich. Wiedzieliśmy, że nadchodzi nasz koniec, koniec naszego życia na tej ziemi, jaki cud nas uratuje? Banderowcy trzymali się w pewnej bezpiecznej odległości od domu, jak przypuszczał pan Świderski, nie byli pewni, czy nie mamy broni. Po chwili jeden ze sprawców przemknął pod oknem i podpalił przybudówkę.

Pali się dom pełen ludzi. Ojciec mój miał doświadczenie wojskowe, był 4 lata w niewoli u Niemców, wpada po schodach na strych myśląc, że może uda się ratować, ale cała górna część domu była już w płomieniach.

Kiedy schodził na dół, moja 12-letnia siostra Czesia objęła ojca za nogi, płacząc prosiła: „Ratuj nas tato”. Widziałam bladą z bólu twarz ojca, jest bezradny, nie może nic zrobić by nas ratować. Jaki to bolesny moment, szwagier siedzi nad zamordowaną żoną i płacze. Co zrobić? Ojciec podejmuje decyzję: „Musimy uciekać, ktoś się uratuje, a w ogniu zginiemy wszyscy.” Zaczęliśmy wyskakiwać jednym oknem, wypychając się nawzajem w puszysty i głęboki śnieg. Widzę, jak między drzewami znika moja siostra Czesia, a ja po prostu idę, nogi odmawiają mi posłuszeństwa, jestem półprzytomna z przerażenia. Naraz słyszę głos mamy, woła do mnie, oprzytomniałam na chwilę. Patrzę, mama leży na śniegu, jest ranna w rękę. Podbiegam do niej, zdejmuję chustkę, ale w pośpiechu źle zaciskam ranę. Musimy szybko iść, podnoszę mamę, prowadzę pod rękę. Cała kolonia w ogniu. Nikogo już nie widać, tylko my obie biegniemy w kierunku lasu, na północ. Pomyślałam – udało nam się wyjść z płonącego piekła, jesteśmy już bezpieczne. Naraz słyszę tętent konia i krzyk: „Styj polacza mordo”, puszczam rękę mamy, mama osuwa się pod drzewem, a ja uciekam.

http://dziennik.artystyczny-margines.pl ... y-gruszka/
Na górę

Postautor: Gość » 20 gru 2017, o 12:53

Zbrodnie kontynuowano przez cały lipiec i sierpień, a potem już z mniejszą intensyfikacją na jesieni, żeby znów uderzyć w grudniu (zwłaszcza w okresie Bożego Narodzenia) i na początku 1944 roku, gdy wojska niemieckie wycofywały się przed nacierającą od wschodu Armią Czerwoną.

Czytaj więcej na http://nowahistoria.interia.pl/polska-w ... gn=firefox
Na górę

Postautor: Gość » 20 gru 2017, o 12:59

Dziś jest ten jedyny dzień, magiczny chciałoby się rzec, który jest tylko raz w roku. Dzień w którym spotykamy się z rodziną, łamiemy opłatkiem, obdarowujemy się nawzajem prezentami. Razem biesiadujemy przy wspólnym stole, cieszymy się tym spokojem który nas otacza, tą magiczną ciszą zwiastującą przyjście Pana.

Jak dobrze żyć w przeświadczeniu że siadając do wigilijnego stołu, szyby z okien nie wylecą z hukiem, ani do domu nie wpadną bandyci. Jak dobrze nie martwić się czy jeśli pójdziemy na pasterkę to wrócimy z powrotem żywi. Jak dobrze, że nie musimy martwić się kładąc się spać o to czy nie przyjdą po nas, by nas zamordować tylko za to, że jesteśmy Polakami.


http://wmeritum.pl/krwawa-wigilia-2/83764
Na górę

Postautor: Gość » 20 gru 2017, o 13:43

Żaden historyk ani nawet żaden psycholog nie jest w stanie objąć sedna tego, co stało się na Wołyniu. To jest temat dla psychiatry. Tej zbrodni nie da się bowiem opisać w kategoriach normalnego ludzkiego myślenia. Mieliśmy tam do czynienia z niewyobrażalnymi i niewytłumaczalnymi zachowaniami. Podam przykład: syn upowiec przychodzi do ojca i mówi: dostałem rozkaz, żeby zabić siostrę i matkę, bo wiadomo, to Polki są. Pomóż mi je zarżnąć (sic!). Co więc robi biedny ojciec? W obronie reszty rodziny zabija swojego syna...

Znajomy opowiadał mi wstrząsającą historię swojego ojca, który na Wołyniu stracił rodziców i całe swoje rodzeństwo. Mieszkali oni w pobliżu dużego garnizonu niemieckiego, dlatego też upowcy byli tam nieco bardziej ostrożni — mordowali po cichu, raczej pojedyncze rodziny niż całe osady. Tymi upowcami byli ich ukraińscy sąsiedzi, z którymi wspólnie orali pola i pomagali sobie na co dzień w gospodarce, a którzy w nocy przedzierzgiwali się w morderców. I w końcu odwiedzili także dom swoich najbliższych sąsiadów... Inni sąsiedzi, którzy przyszli tam następnego dnia, zwabieni ciszą, zobaczyli tylko stos okrwawionych, okrutnie zmasakrowanych trupów na środku pokoju. Zaczęli przygotowywać pochówek i wtedy okazało się, że na samym dole, pod ciałami najbliższych, leży 12-letni chłopiec, który daje jeszcze oznaki życia. To był właśnie ojciec mojego znajomego... Jego trauma była tak wielka, że jeszcze jako 18-latek nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa...

https://opoka.org.pl/biblioteka/I/IH/pk ... kresy.html
Na górę

Postautor: Gość » 21 gru 2017, o 09:40

Dziś jest ten jedyny dzień, magiczny chciałoby się rzec, który jest tylko raz w roku. Dzień w którym spotykamy się z rodziną, łamiemy opłatkiem, obdarowujemy się nawzajem prezentami. Razem biesiadujemy przy wspólnym stole, cieszymy się tym spokojem który nas otacza, tą magiczną ciszą zwiastującą przyjście Pana.

Jak dobrze żyć w przeświadczeniu że siadając do wigilijnego stołu, szyby z okien nie wylecą z hukiem, ani do domu nie wpadną bandyci. Jak dobrze nie martwić się czy jeśli pójdziemy na pasterkę to wrócimy z powrotem żywi. Jak dobrze, że nie musimy martwić się kładąc się spać o to czy nie przyjdą po nas, by nas zamordować tylko za to, że jesteśmy Polakami.


http://wmeritum.pl/krwawa-wigilia-2/83764
Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że mieszkańcy Kresów - najbardziej antysowiecka część polskiego społeczeństwa - poszli na współpracę z Moskwą? Wszyscy żyjący dziś członkowie batalionów odpowiadają zgodnie: to była konieczność. Wytworzyła ją specyficzna, niewystępująca nigdzie indziej poza ziemiami południowo-wschodnimi, sytuacja. W regionie tym istniała bowiem trzecia siła. Tą trzecią siłą była Ukraińska Powstańcza Armia.

- Zdejmowałem niemowlęta nabite na sztachety płotów. Widziałem ciała ludzi zamęczonych przy użyciu najbardziej wymyślnych metod. Spalonych, pokłutych widłami, z odrąbanymi kończynami i głowami. Mężczyzn, którym oderżnięto genitalia i wsadzono w usta. Kobiety, którym obcięto piersi lub żywcem wyrwano dzieci z brzuchów. Wszyscy zostali zamęczeni tylko dlatego, że byli Polakami. Między innymi wielu członków mojej rodziny - wspomina Siekierka.

Gdy w 1944 roku tereny Tarnopolskiego, Stanisławowskiego i Lwowskiego dostały się spod okupacji niemieckiej pod okupację sowiecką, rzezie dokonywane przez Ukraińców przybrały apokaliptyczne rozmiary. W trakcie akcji "Burza" polskie podziemie ujawniło się przed Sowietami i zostało przez nich natychmiast rozbite, a resztę mężczyzn w wieku poborowym wcielono do Armii Czerwonej. W efekcie ludność cywilna pozostała bez żadnej ochrony.

- Pyta pan, jak polscy patrioci mogli wstąpić do sowieckich batalionów szturmowych? Oto odpowiedź. Uważaliśmy, że to jedyny sposób na uchronienie naszych rodzin przez straszliwą śmiercią. Dla nas liczyło się to, że bolszewicy wydali nam karabiny i dzięki temu mogliśmy bronić naszych wsi i naszych rodzin. Wielką politykę odsunęliśmy na bok. My musieliśmy działać tu i teraz - mówi Siekierka.

http://www.nawolyniu.pl/artykuly/bataliony.htm
Na górę

Postautor: Gość » 21 gru 2017, o 11:03

"...Jak dobrze żyć w przeświadczeniu że siadając do wigilijnego stołu, szyby z okien nie wylecą z hukiem, ani do domu nie wpadną bandyci. Jak dobrze nie martwić się czy jeśli pójdziemy na pasterkę to wrócimy z powrotem żywi. Jak dobrze, że nie musimy martwić się kładąc się spać o to czy nie przyjdą po nas, by nas zamordować tylko za to, że jesteśmy Polakami..."



(….) Moja ostatnia wigilia w rodzinnym domu była już bardzo smutna. Bardzo dobrze pamiętam ten wieczór jak siedzieliśmy przy stole i rozmawialiśmy o Polakach, którzy ginęli bez wieści. Łączyliśmy w bólu z tymi rodzinami które do tej chwili czekają, że tatusiowie jeszcze wrócą do domu, do mamusi, że przyniosą ze sobą choinkę z lasu, a może nawet jakiś ładny prezent od św. Mikołaja. Jak zwykle w nocy udaliśmy się całą naszą rodziną na uroczystą pasterkę, a po powrocie z Kościoła wspólnie kolędowaliśmy. Zaraz po świętach wchodziliśmy w nowy rok 1943, nikt z nas nawet w najczarniejszych myślach nie przypuszczał, że właśnie ten rok, na setki następnych lat, zapisze się jako niezwykle tragiczny i brzemienny w swoich skutkach.


http://wolyn.btx.pl/index.php/wspomnien ... oyniu.html
Na górę

Postautor: Gość » 21 gru 2017, o 11:08

Jak dobrze żyć w przeświadczeniu że siadając do wigilijnego stołu, szyby z okien nie wylecą z hukiem, ani do domu nie wpadną bandyci. Jak dobrze nie martwić się czy jeśli pójdziemy na pasterkę to wrócimy z powrotem żywi. Jak dobrze, że nie musimy martwić się kładąc się spać o to czy nie przyjdą po nas, by nas zamordować tylko za to, że jesteśmy Polakami.



Wigilię 1943 roku tragicznie przeżywały rodziny polskie na Kresach, zwłaszcza na Wołyniu. Ponad tysiąc wsi, kolonii i osad polskich zostało spalonych, zrównanych z ziemią, a ponad 50 tysięcy dzieci, kobiet, starców i mężczyzn zostało okrutnie pomordowanych. Tysiące nie pogrzebanych ciał, leżących wokół pogorzelisk, rozwłóczonych po polach i zagajnikach, przykrył śnieg. Ci, którzy ocaleli, z trwogą zasiadali do Wieczerzy Wigilijnej, wielu z nich jej nie dokończyło. Ludobójstwa tego dokonywały bandyckie formacje nazywające się Ukraińską Powstańczą Armią. Oraz sąsiedzi Polaków, ukraińscy chłopi uzbrojeni w siekiery, noże, kosy, widły, drągi, cepy, kłonice i inne narzędzia, na co dzień służące w gospodarstwie. Tym razem użyli ich do bestialskiego mordowania całych rodzin polskich, całych wsi, gmin i powiatów.

Wigilia 1944 roku na Kresach dalej ubroczona była w polskiej krwi. Ukraińcy „dorzynali” resztki ocalałej ludności polskiej na Wołyniu, ludobójcza rzeź przetaczała się przez Małopolskę Wschodnią oraz tzw. „Zakierzonię”. Około stu tysięcy żołnierzy AK, przedstawicieli Delegatur Rządu „wyzwoliciel” sowiecki deportował w głąb Rosji. Tyle samo siedziało w więzieniach po aresztowaniach dokonanych przez NKWD i „polskie” UB. Kilka tysięcy partyzantów terrorem wpędzonych z powrotem do lasu ginęło w obławach. Kilkaset zostało zamordowanych po aresztowaniu. Pusty talerz przy stole wigilijnym czekał na ściganego przez „lubelską władzę ludową” partyzanta, często ojca, męża, syna.

Wigilia 1945 roku w „wyzwolonej” Polsce niewiele różniła się w wielu rodzinach od tej okupacyjnej. Pusty talerz przy stole czekał członka rodziny, który jako żołnierz walczył na Zachodzie, jako partyzant wywieziony został do Rosji, siedział w polskim więzieniu lub nadal walczył o niepodległą Ojczyznę w lesie. Na Kresach nadal ukraińskie bandy bezkarnie dorzynały resztki ocalałej ludności polskie. Była to tragiczna Wigilia, Polacy wiedzieli, że muszą opuścić swój rodzinny dom. Toczyły się pociągi wiozące „repatriantów”, chociaż w większości mieszkali oni na tej ziemi „z dziada pradziada”.


http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo ... lskie.html
Na górę

Postautor: Gość » 21 gru 2017, o 11:26

We wsi Kotłów pow. Złoczów upowcy zamordowali 7 rodzin polskich podczas wieczerzy wigilijnej, 35 Polaków. Wieczorem, przy silnej zadymce, ruszyliśmy do Kotłowa. Szło nas dziesięciu. W szkolnym budynku znaleźliśmy pomordowanych. Siedem rodzin: kobiety, dzieci, starcy i młodzi mężczyźni. Naliczyłem trzydzieści pięć osób.

Widok był makabryczny: długi, zastawiony wigilijnymi potrawami stół cały był poplamiony krwią. Szczególnie utkwił mi w pamięci opłatek przesiąknięty krwią. Głowy niektórych pomordowanych tkwiły w miskach z potrawami. /.../ Od cudem ocalałego starca dowiedzieliśmy się, że wspólny wieczór wigilijny miał być wieczorem pożegnalnym: wszyscy pomordowani zaraz po świętach mieli opuścić wieś i przenieść się do miasta. /.../

Tam były pomordowane młode dziewczęta i jakże okrutnie... jedną powieszono za włosy na drzwiach i rozpruto jej brzuch, a drugiej z kolei ręce przybito gwoździami do stołu, a stopy – do podłogi. Albo ten maleńki chłopczyk... powieszony za genitalia na klamce...

http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo ... lskie.html


"...Jak dobrze żyć w przeświadczeniu że siadając do wigilijnego stołu, szyby z okien nie wylecą z hukiem, ani do domu nie wpadną bandyci. Jak dobrze nie martwić się czy jeśli pójdziemy na pasterkę to wrócimy z powrotem żywi. Jak dobrze, że nie musimy martwić się kładąc się spać o to czy nie przyjdą po nas, by nas zamordować tylko za to, że jesteśmy Polakami..."
Na górę

Postautor: Gość » 21 gru 2017, o 14:34

W miasteczku Ołyka pow. Łuck „powstańcy ukraińscy” zamordowali 42 Polaków podczas wieczerzy wigilijnej; w jednym domu 37 Polaków w wieku od 1 roku życia do 73 lat, w drugim 5-osobową rodzinę (ojciec miał obcięte ręce i rozpłataną głowę, matka została zmasakrowana, dwaj synowie lat 7 i 9 mieli odrąbane palce a 6-miesięczną córkę udusili sznurkiem
Na górę

Postautor: Gość » 21 gru 2017, o 20:16

I po cholerę potrzebny jest Wam ten Wołyń? Chcecie ciągle żyć przeszłością?

Gdyby jednak w ripoście, ktoś rzucił w twarz temu indywiduum na fotelu marszałka polskiego Sejmu, że… ,,Po cholerę wam w takim razie ten Katyń? I po kiego grzyba wciąż tak lamentujecie z powodu Smoleńska? Chcecie żyć w nieskończoność przeszłością?

Już słyszę ten krzyk oburzenia na takie dictum, jaki by się wtedy podniósł. Ale w przypadku pomordowanych przez Ukraińców polskich mieszkańców Kresów pluć można śmiało i zupełnie bezkarnie. W III RP jak widać takie obyczaje to norma. W szczególności ze strony oficjalnych władz! Ofiary Katynia i Smoleńska są słuszne. Natomiast polskie ofiary ukraińskiego ludobójstwa na Kresach to gorszy sort, niewart nawet wspominania, a cóż tu dopiero mówić o ich godnym upamiętnieniu i uhonorowaniu ich męczeństwa.

https://kresywekrwi.blogspot.com/2017/1 ... ainie.html
Na górę

Postautor: Gość » 22 gru 2017, o 05:24

Napad UPA na Ihrowicę nastąpił w okresie najmniej spodziewanym, bo w rzymskokatolicką Wigilię Bożego Narodzenia 1944 r., kiedy to wielu ukrywających się Polaków powróciło do swoich domów. Atak rozpoczął się wieczorem, gdy wszyscy zasiedli już do świątecznej wieczerzy.

Atak banderowców rozpoczął się wieczorem, gdy wszyscy zasiedli już do świątecznej wieczerzy i rozpoczęli śpiew kolęd. Atak ten zorganizował i przeprowadził kureń (batalion) "Burłaki" z III okręgu wojskowego UPA, kierowanego przez Wołodymyra Jakubowskiego, a ściślej mówiąc jedna z jego sotni, dowodzona przez Iwana Szemczyszyna ps. „Czornyj” i wspierana przez "siekierników", czyli uzbrojonych w siekiery i inne ostre narzędzia okolicznych chłopów ukraińskich. Napastnicy, znając dobrze topografię wioski, atakowali wyłącznie polskie domy, mordując w barbarzyński sposób bezbronnych ludzi. Zaatakowali też kościół i plebanię, zabijając ks. proboszcza Stanisława Szczepankiewicza, który w bohaterski sposób wszczął alarm, bijąc kościelnym dzwonem, dzięki czemu część Polaków zdążyła uciec. Od ciosów siekierą przy wigilijnym stole zginęła także rodzina kapłana - matka, brat i siostra. Łącznie banderowcy zamordowali 90 osób.

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/krwawa-w ... olu/gjrf74
Na górę

Postautor: Gość » 22 gru 2017, o 16:15

Śpiew kolęd nadawał temu nabożeństwu podniosły charakter. Wszyscy modlili się bardzo żarliwie. Nagle dobiegły do nas odgłosy bezładnej strzelaniny. Wydawało się niektórym, że kule bębnią o dach kościoła. Mężczyźni, należący do oddziału samoobrony, zaraz wybiegli na zewnątrz. Wśród nich była także oczywiście mój tato. Szybko okazało się, że banderowcy licząc, że Święta Bożego Narodzenia osłabią naszą czujność, zaatakowali kolonie należące do systemu obrony Zasmyk m.in. Radomle, Janówkę i Stanisławówkę.

Zaatakowali od północno-zachodniej strony, od Kowla, czyli kierunku najmniej spodziewanego. Z tyłu mieli bowiem Niemców. Liczyli zapewne, że im także w czasie świąt nie będzie się chciało wychylić nosa z Kowla. Z działań upowców wynikało jednoznacznie, że ich celem jest zniszczenie bazy w Zasmykach. Zaatakowane przez UPA kolonie oddzielał od Zasmyk niewielki las i łąka. Widziałam, jak przez zaśnieżone pola biegli ludzie, ile tylko mieli sił, by znaleźć schronienie w Zasmykach. Ukraińcy w Radomlu już mordowali i palili. Atakowali z ogromna furią. Strzelali za uciekającymi. Oddział samoobrony w Zasmykach natychmiast ruszył na odsiecz mordowanym koloniom. Do Zasmyk wpadały zaś kobiety w szoku, często na bosaka, w nocnej koszuli. Niektóre przebiegały Zasmyki i biegły dalej. We wsi wybuchła panika. Ludzie przekazywali sobie przeróżne wersje wydarzeń. Według niektórych bandy siekierników były tuż, tuż i za chwilę przystąpią do mordowania.

Uciekinierzy z kolonii byli jednak zrozpaczeni. Radomle zostały spalone niemal całkowicie. Tylko w jednym z domów bronili się Polacy, bo posiadali broń. Inni mieszkańcy padli ofiarą zbrodniarzy z UPA. Mordowali ich w azjatycki sposób. Ćwiartowali i wrzucali do ognia. Niektórych palono żywcem. W ten sposób według relacji świadków zginął m.in. Kowalewski. Gdy odparto Ukraińców do Zasmyk, zaczęto zwozić szczątki pomordowanych.

Akcja ta trwała aż do rana następnego dnia. Zwłoki układano na śniegu przed kaplicą lub wnoszono do domów. Widok przed kaplicą był wstrząsający. Ofiary leżały poszarpane, z odciętymi częściami ciała, część była spalona.

https://kresy.pl/kresopedia/dramatyczna-noc-wigilijna/
Na górę

Postautor: Gość » 22 gru 2017, o 18:26

Już następnego dnia (wigilię w 1944 roku obchodzono w sobotę 23 grudnia - ówczesne przepisy kościelne nie pozwalały obchodzić jej w niedzielę) z pobliskiego Krościenka w sześciu ciężarówkach przybył oddział SS w sile 200 osób.

Nie była to jednak "zwyczajna" formacja złowieszczego Die Schutzstaffel, a składająca się z esesmanów z dywizji Totenkopf oraz niemieckich, ukraińskich oraz rosyjskich kryminalistów i wyrzutków społecznych karna kompania SS-Kampfgruppe Jagdkommando dowodzona przez SS-Untersturmführera der Waffen-SS Albrechta C. Matingena. Zmarły w 1974 roku, bez poniesienia jakiekolwiek odpowiedzialności za zbrodnie Matingen, kierował oddziałem odpowiedzialnym za "walkę z bandami" (w domyśle: partyzantami), a w rzeczywistości zajmujący się niezwykle brutalnymi pacyfikacjami na terenie Małopolski.

Na początku członkowie Jagdkommando Matingena wpadli do domów i zażądali od przygotowujących się do wigilii mieszkańców pieniędzy. Po bezwzględnym akcie rabunku zaczęły się bestialskie mordy. Przez rozbite okna do pomieszczeń wrzucano granaty. Ofiarami esesmanów było m.in. dzieci, które na oczach rodziców żywcem wrzucano do płonących domów albo roztrzaskiwano o ściany budynków.

W trakcie trwającej dwie godziny Krwawej Wigilii zginęło w sumie 56 osób, w tym 19 dzieci i 21 kobiet. Wielu Polaków odniosło ranny, a wioska została w dużej części zniszczona. Spalono remizę i dom ludowy oraz 32 gospodarstwa.

Była to jedna z najkrwawszych zbrodni SS na ludności cywilnej w Małopolsce. Tymczasem, w oficjalnym raporcie na temat tragicznego wydarzenia, można było przeczytać o "potyczce ogniowej jednostki SS z silną bandą sowiecką". "Zastrzelono około 70 bandytów" - raportowano.


http://nowahistoria.interia.pl/polska-w ... Id,1578578


"...Jak dobrze żyć w przeświadczeniu że siadając do wigilijnego stołu, szyby z okien nie wylecą z hukiem, ani do domu nie wpadną bandyci. Jak dobrze nie martwić się czy jeśli pójdziemy na pasterkę to wrócimy z powrotem żywi. Jak dobrze, że nie musimy martwić się kładąc się spać o to czy nie przyjdą po nas, by nas zamordować tylko za to, że jesteśmy Polakami..."
Na górę


Wróć do „Miasto, mieszkańcy, problemy...”