Post autor: Gość » 12 kwie 2019, o 06:43
Tak naprawdę nie da się dodać nic ponad to, co zauważył Dmowski, iż niektórzy Polacy bardziej nienawidzą Rosję, niż kochają Polskę, może poza tym, iż rzeczywiście w przyrodzie występują ludzie, którzy już nawet polskość utożsamiają z konfrontacją z państwem rosyjskim. Demokratyczny przesąd, wiara w tzw. prawa człowieka, których łamanie zarzuca się Putinowi, a wreszcie idee, które leżą u podwalin środowiska post-solidarnościowego kontestującego z tych pozycji PRL, to już dodatek do PiS-owskiego wyobrażenia o Polsce jako anty-Rosji i przedmurze Zachodu. To, że Rosja skonfliktowała się akurat z Ukrainą, nie miało tu kluczowego znaczenia, środowisko PiS ulokuje swoje uczucia w każdym narodzie, który ma na pieńku z Putinem. PiS po prostu nadal walczy z bolszewizmem, który dla niego uosabia współczesna Rosja, podczas gdy prawdziwy bolszewizm wbija mu nóż w plecy.
Problem ze środowiskiem, z którym fundamentalnie się różnimy, nie polega na tym, iż akurat chce ono wspierać Ukrainę. Tym problemem jest argumentacja, jaką ono przedstawia na rzecz angażowania się po stronie Kijowa. Jeden z reprezentatywnych dla tej grupy publicystów, Bronisław Wildstein – swoją drogą, zagorzały przeciwnik ONR – motywuje w wywiadzie dla tygodnika „wSieci” konieczność wystąpienia Polski po stronie ukraińskiej czynnikiem moralnym, a jeszcze wcześniej daje się sportretować na okładce „Do Rzeczy” z pomalowanym w barwy ukraińskie policzkiem z podpisem „Jestem Polakiem – pomagam Ukrainie”. Takie uniwersalistyczne rozszerzanie polskości, do którego brakuje już chyba tylko stwierdzenia „jestem Polakiem, więc mam obowiązki ukraińskie”, jest jako żywo imitacją religii, która – gdy mówimy, chociażby o katolicyzmie – rzeczywiście ma wymiar uniwersalny czy też powszechny, jak sama nazwa wskazuje.
http://www.mysl-polska.pl/893
Tak naprawdę nie da się dodać nic ponad to, co zauważył Dmowski, iż niektórzy Polacy bardziej nienawidzą Rosję, niż kochają Polskę, może poza tym, iż rzeczywiście w przyrodzie występują ludzie, którzy już nawet polskość utożsamiają z konfrontacją z państwem rosyjskim. Demokratyczny przesąd, wiara w tzw. prawa człowieka, których łamanie zarzuca się Putinowi, a wreszcie idee, które leżą u podwalin środowiska post-solidarnościowego kontestującego z tych pozycji PRL, to już dodatek do PiS-owskiego wyobrażenia o Polsce jako anty-Rosji i przedmurze Zachodu. To, że Rosja skonfliktowała się akurat z Ukrainą, nie miało tu kluczowego znaczenia, środowisko PiS ulokuje swoje uczucia w każdym narodzie, który ma na pieńku z Putinem. PiS po prostu nadal walczy z bolszewizmem, który dla niego uosabia współczesna Rosja, podczas gdy prawdziwy bolszewizm wbija mu nóż w plecy.
Problem ze środowiskiem, z którym fundamentalnie się różnimy, nie polega na tym, iż akurat chce ono wspierać Ukrainę. Tym problemem jest argumentacja, jaką ono przedstawia na rzecz angażowania się po stronie Kijowa. Jeden z reprezentatywnych dla tej grupy publicystów, Bronisław Wildstein – swoją drogą, zagorzały przeciwnik ONR – motywuje w wywiadzie dla tygodnika „wSieci” konieczność wystąpienia Polski po stronie ukraińskiej czynnikiem moralnym, a jeszcze wcześniej daje się sportretować na okładce „Do Rzeczy” z pomalowanym w barwy ukraińskie policzkiem z podpisem „Jestem Polakiem – pomagam Ukrainie”. Takie uniwersalistyczne rozszerzanie polskości, do którego brakuje już chyba tylko stwierdzenia „jestem Polakiem, więc mam obowiązki ukraińskie”, jest jako żywo imitacją religii, która – gdy mówimy, chociażby o katolicyzmie – rzeczywiście ma wymiar uniwersalny czy też powszechny, jak sama nazwa wskazuje.
http://www.mysl-polska.pl/893