„Nie wolno nam zapomnieć”

Sprawy związane z Tomaszowem Lubelskim i jego okolicami.

Postautor: Gość » 3 sie 2018, o 13:35

„Wypędzono nas z piwnic i pognano pod park na Ulrychowie, do przechodzących strzelano, żonę zabito na miejscu, dziecko nasze ranne wołało matkę, wkrótce podszedł Ukrainiec i zabił moje dwuletnie dziecko jak psa. Następnie razem z Niemcami zbliżył się do mnie, stanął mi na piersiach, patrząc, czy żyję. Udawałem trupa". Niemcy przyprowadzają kolejne grupy mieszkańców Woli i na miejscu rozstrzeliwują. „Tworzył się zwał niezliczonych trupów. Tych, co jeszcze dawali oznaki życia, dobijano. Zostałem przywalony jakimiś ciałami, tak że się prawie dusiłem. Egzekucje trwały do piątej po południu"

„Trupy nosiliśmy na dwie kupy aż do zmroku. Jeden stos miał długość ok. 20 m, drugi 15 m, szerokość ok. 10 m, wysokość ok. 1,5 m". Czasami kolejne warstwy ciał były przekładane deskami, aby stos szybciej się palił.

https://www.rp.pl/Rzecz-o-historii/3042 ... iasto.html
Na górę


Postautor: Gość » 5 sie 2018, o 12:00

Surrealistycznym zjawiskiem podczas powstańczego „stosu gorejącego” będzie rozstrzeliwanie przez Żandarmerię AK „defetystów”, czyli karanie za zdrowy rozsądek. Przywołany ks. Tworkowski, narodowiec zresztą, po wygłoszeniu 3 sierpnia krytycznego wobec Powstania kazania, miał „rozmowę ostrzegawczą” z AK-owską bezpieką.

Kat był banalny. Niemieckie, ukraińskie, rosyjskie „psy wojny” – degeneraci wojenni. Oraz banalny, stacjonujący od 18 sierpnia do 19 września na lotnisku Okęcie, liczący 4 maszyny Ju-87 D-5 rój por. Klussmanna

Gdyby nie było PW’44, NKWD, najpewniej wywiozłyby (przy pomocy komunistów z AL i ocalałych żydów) ok. 30.000 antykomunistycznych aktywistów, z których po amnestiach wróciłoby – spekulujemy – ok 30%. Ale miasto, cała struktura, byłaby nie naruszona. Jego społeczność nie uległaby jak w PRL czy budowie nowego socjalistycznego miasta, atomizacji. To nie jest przypadek, że Warszawa jest dziś miastem liberalnym i ateistycznym. Przypominam, że z dużych polskich miast tylko Kraków i Poznań zachowały swoją ludzką strukturę, a Lwów, Wilno i właśnie Warszawa zostały rozproszone.

W Krakowie władza komunistyczna była zewnętrzna, w Warszawie po spędzeniu ludzi z awansu społecznego faktycznie PZPR sprawował “rząd dusz”. Mogę jeszcze dodać, że w oparciu o tabele demograficzne możemy obliczyć ile Polaków się nie narodziło, bo na “ofiarnym stosie” zginęli potencjalni rodzice i dziadkowie. Z powyższego widać, że sens i współczesny kult PW’44 jest po prostu bezmyślny i głupi. Ale niestety będzie trwał dalej z uwagi na potrzebę egzaltowanej emocji, tak silnej w polskiej “psyche”.

https://medianarodowe.com/o-szkodliwosci-kultu-pw44/
Na górę

Postautor: Gość » 5 sie 2018, o 23:02

Od początku wojny nieprzejednaną postawę wobec ZSRS przejawiali narodowi radykałowie z przedwojennego Obozu Narodowo- Radykalnego skupieni wówczas politycznie w tzw. „Grupie Szańca” i partyzancko w tej części Narodowych Sił Zbrojnych, która nie scaliła się z Armią Krajową. Uważali oni, że Sowieci są dla Polski większym zagrożeniem niż Niemcy i nie ma sensu wykrwawiać się w walce z Niemcami, jednocześnie znacznie osłabiając przy tym swój potencjał przed nowym okupantem. Niestety byli oni zaledwie opozycją dla całości politycznego mainstreamu Polskiego Państwa Podziemnego. W największej organizacji partyzanckiej przeważała opinia, aby przed wkroczeniem Armii Czerwonej wywoływać powstania, które pozwolą przegonić Niemców, a Sowietów witać jako gospodarzy.

Założenia te próbowano realizować już w lipcu w Wilnie – słynna Operacja „Ostra Brama” – i Lwowie. Oba powstania zakończyły się tragicznie dla biorących w nich udział żołnierzy Armii Krajowej. Ponad 2 tysiące AK-owców walczących we Lwowie zostało zesłanych do Łagrów. Pojmani zostali wszyscy zidentyfikowani przez komunistów oficerowie i najważniejsi urzędnicy konspiracyjnego państwa polskiego. W Wilnie natomiast internowano co najmniej 5 tysięcy oficerów, podoficerów i szeregowców biorących udział w walkach. Wielu pojmanych nigdy nie wróciło do kraju.

https://kierunki.info.pl/bartosz-minge- ... rszawskie/
Na górę

Postautor: Gość » 5 sie 2018, o 23:02

Od początku wojny nieprzejednaną postawę wobec ZSRS przejawiali narodowi radykałowie z przedwojennego Obozu Narodowo- Radykalnego skupieni wówczas politycznie w tzw. „Grupie Szańca” i partyzancko w tej części Narodowych Sił Zbrojnych, która nie scaliła się z Armią Krajową. Uważali oni, że Sowieci są dla Polski większym zagrożeniem niż Niemcy i nie ma sensu wykrwawiać się w walce z Niemcami, jednocześnie znacznie osłabiając przy tym swój potencjał przed nowym okupantem. Niestety byli oni zaledwie opozycją dla całości politycznego mainstreamu Polskiego Państwa Podziemnego. W największej organizacji partyzanckiej przeważała opinia, aby przed wkroczeniem Armii Czerwonej wywoływać powstania, które pozwolą przegonić Niemców, a Sowietów witać jako gospodarzy.

Założenia te próbowano realizować już w lipcu w Wilnie – słynna Operacja „Ostra Brama” – i Lwowie. Oba powstania zakończyły się tragicznie dla biorących w nich udział żołnierzy Armii Krajowej. Ponad 2 tysiące AK-owców walczących we Lwowie zostało zesłanych do Łagrów. Pojmani zostali wszyscy zidentyfikowani przez komunistów oficerowie i najważniejsi urzędnicy konspiracyjnego państwa polskiego. W Wilnie natomiast internowano co najmniej 5 tysięcy oficerów, podoficerów i szeregowców biorących udział w walkach. Wielu pojmanych nigdy nie wróciło do kraju.

https://kierunki.info.pl/bartosz-minge- ... rszawskie/
Na górę

Postautor: Gość » 7 sie 2018, o 23:37

Z rocznicy straszliwej klęski i tragedii w wymiarze nie tylko ludzkim (straty biologiczne), ale i historyczno-kulturowym (zniszczenie historycznej Warszawy, którą na szczęście w dużej mierze odbudowano, ale tego wszystkiego, co ukradli i spalili Niemcy, zarówno własności publicznej jak i prywatnej, nikt już nigdy nie odzyska) oraz politycznym (decyzja o powstaniu stała się końcem roli politycznej rządu na emigracji), uczyniono pożałowania godną zabawę, piknik ze skocznymi piosenkami, gdzie współcześni młodzi ludzie byli uczeni, że “mieć Visy na Tygrysy”, to coś fajnego (nawiasem mówiąc, Tygrysy były niepotrzebne na nieuzbrojonych powstańców, Visów było tyle, co kot napłakał, a na zdławienie powstania wystarczyły ad hoc organizowane jednostki niemieckie z trzeciego rzędu)

https://konserwatyzm.pl/smiech-znow-pow ... -ostatnie/
Na górę

Postautor: Gość » 8 sie 2018, o 08:37

"Jeżeli powstanie miało być manifestacją polityczną wobec Rosji, to dlaczego nie myślano lub nie liczono się poważnie z tą konsekwencją, że i Rosja zrozumie na pewno ten skierowany przeciwko niej sens polityczny, a więc nie zechce popierać tego, co jest zwrócone przeciwko niej? Dlaczego liczono na szybkie wkroczenie Rosjan do walczącej Warszawy? Dlaczego sądzono, że Rosja kierować się będzie względami operacyjnymi, a nie politycznymi?".

Tę zgubną w skutkach nielogiczność myślenia o podstawowych sprawach ujął trafnie i lapidarnie Kazimierz Wyka: "Ci sami ludzie, którzy nie lękali się przyznania, że powstanie miało być antysowiecką demonstracją polityczną, zachowywali pretensję i uraz, że strona, przeciw której demonstrowano, nie podała mu natychmiast pomocnej dłoni. I równie szczerze, również bez zająknienia w jednym zdaniu łączyli oba te twierdzenia".

http://www.powstanie.pl/?ktory=31&class=textD

W głąb Rosji wywieziono całą 27 Wołyńską Dywizję Piechoty AK, zgrupowanie pułkownika A. Krzyżanowskiego (5,5 tys. żołnierzy) biorące udział w wyzwoleniu Wilna (operacja Ostra Brama), 5 Dywizję Piechoty AK pułkownika W. Filipkowskiego (3 tys. żołnierzy) walczącą przy oswobodzeniu Lwowa.

Na co liczyli dowódcy powstania :roll: :roll:
Na górę

Postautor: Gość » 8 sie 2018, o 20:51

Kiedy myślę o Powstaniu Warszawskim, nie widzę „zwycięstwa moralnego” oraz infantylnego obrazu harcerskiej przygody, jaki wyłania się ze niektórych wspomnień, eksponowanych w Muzeum Powstania Warszawskiego. Jan Ciechanowski – jeden z najwybitniejszych historyków Powstania Warszawskiego, który w nim uczestniczył jako 14-latek – wspominał po latach, że kobiety krzyczały do żołnierzy AK: „Ty morderco naszych dzieci!”. Tak wyglądało to „zwycięstwo moralne”.

Najbardziej brzemiennym w skutkach rezultatem Powstania Warszawskiego było stworzenie okazji dla Niemców i ich kolaborantów do eksterminacji mieszkańców stolicy. Skutek ten przewidział zresztą jeden z generałów AK, którzy wymusili decyzję o podjęciu walki – Tadeusza Pełczyński „Grzegorz”. Podczas wieczornej odprawy Komendy Głównej AK 31 lipca 1944 roku, na pytanie Delegata Rządu o to „co będzie jak Rosjanie staną” gen. Pełczyński nonszalancko odpowiedział, że „wtedy Niemcy nas wyrżną”.

I wyrżnęli. Ale nie generalicję z KG AK, tylko cywili. Wacława Szlacheta, mieszkanka kamienicy przy ul. Wolskiej 129 wspominała: „Wyszłam z mieszkania z mężem, dwoma synami i dwiema córkami. Razem z innymi mieszkańcami domu żandarmi kazali nam wyjść na ulicę Wolską, przejść jezdnię i zatrzymać się przy parku Sowińskiego. Odłączono mężczyzn od kobiet oraz oddzielono od matek chłopców w wieku od 14 lat. (...) Zobaczyłam, iż na rogu ul. Wolskiej i Ordona stoi na podstawie karabin maszynowy, a przy naszym domu w odległości ok. 10 m od ul. Ordona, w kierunku Prądzyńskiego, stoi drugi karabin maszynowy. (...) Z tych karabinów żołnierze niemieccy dali do nas salwy. Upadłam na ziemię. Nie byłam ranna. Na moje nogi padały zwłoki. Żyła jeszcze leżąca przy mnie moja najmłodsza córka Alina”. Wacława Szlacheta zauważyła też, jak jeden z Niemców zastrzelił leżące w wózku bliźnięta jej sąsiadki.

http://www.mysl-polska.pl/1647
Na górę

Postautor: Gość » 9 sie 2018, o 09:08

Od lat w mediach mówiono ludziom, że powstanie miało być wymierzone w Niemców, tymczasem dowiadujemy się, że powstańcy zrobili to, o czym nawet nie pomyśleli, czyli uratowali przed komunizmem część Niemiec -czyli wywołali powstanie żeby… ochronić swojego największego wroga. Teza Dudka jest absurdalna, ponieważ już w Teheranie mocarstwa podzieliły swoje strefy wpływów, nawet spalenie Warszawy czy 10 innych polskich miast by tego nie zmieniło. Podział wpływów tym bardziej stał się jasny po tym jak Alianci nie wylądowali na Bałkanach. Los Polski stał się wówczas przesądzony, jedynie co polskie władze w Londynie i w konspiracji mogły zrobić to minimalizować straty. Dlatego nie pojęte były kolejne akty zbrojne, wykrwawianie się po to, żeby Stalinowi ułatwić robotę w Polsce.

Sowieckie dywizję nie mogły dotrzeć nad Ren, bowiem komuniści i Alianci przestrzegali swoich stref wpływów. Dlatego też Amerykanie powstrzymywali generała Pattona przed marszem w kierunku Łaby. Armia Czerwona zajęła Wiedeń, a mimo wszystko potem komuniści wycofali się z Austrii i nie było tam komunizmu. Z drugiej strony Amerykanie zajęli spory kawał Czech, jednak także wycofali się stamtąd, a w Czechosłowacji był komunizm. Świadczy to o tym, że obydwie strony wywiązywały się z ustaleń, więc polski zryw nie miał żadnego wpływu. W istocie gdyby Stalin chciał zająć resztę Niemiec to na przeszkodzie bynajmniej nie mogła stać słaba, pozbawiona broni Armia Krajowa. Stalin miał wielomilionową armię, więc kilkadziesiąt tysięcy konspiratorów nie stanowiło dla jego wojska większego problemu.

Co rok możemy przeczytać coraz bardziej absurdalne tezy, jak na przykład ze strony Tomasza Sakiewicza, że Powstanie Warszawskie jest coraz bardziej wygrane w kolejnych latach. Oprócz tego możemy się dowiedzieć, że powstanie uratowało część Niemiec przed komunizmem. Tylko do czego mają nas zaprowadzić tezy gwałcące logiczne racjonalne myślenie?

https://konserwatyzm.pl/wackowski-czy-s ... zalenstwa/
Na górę

Postautor: Gość » 9 sie 2018, o 23:27

Powstanie Warszawskie nie było harcerską przygodą i „zwycięstwem moralnym”. To była przeprowadzana dzień po dniu ludobójcza eksterminacja ludności cywilnej. O atomowej zagładzie Hiroszimy i Nagasaki, która pochłonęła 150 tys. ofiar, wie cały świat. O zagładzie 180 tys. cywili w Warszawie wie mało kto poza Polską. Kto ponosi za to winę? Narracja historyczna o „zwycięstwie moralnym”.

Około pół godziny po zakończeniu tej odprawy u gen. Bora-Komorowskiego zameldował się płk Kazimierz Iranek-Osmecki – szef wywiadu AK. Oświadczył on dowódcy AK, że Sowieci zostali odrzuceni od Warszawy, a Niemcy przygotowują się do dalszego kontrataku. W dniach 30-31 lipca 1944 roku walki niemiecko-sowieckie toczyły się dokładnie o te same miejscowości podwarszawskie co w 1920 roku podczas wojny polsko-bolszewickiej. Sowieci, tak jak w 1920 roku, przegrali bitwę na przedpolach Warszawy i było oczywiste, że w najbliższych dniach, a może i tygodniach nie będą próbować ponownie zdobywać stolicy z marszu. O tym właśnie poinformował gen. Bora-Komorowskiego płk Iranek-Osmecki wieczorem 31 lipca 1944 roku.

Bór-Komorowski odpowiedział mu jednak, że na odwołanie rozkazu wybuchu powstania jest już za późno, co nie było prawdą. Do „godziny W” pozostały jeszcze około 20 godzin – wystarczająco dużo, żeby odwołać rozkaz powstania. Wychodząc z lokalu konspiracyjnego, Bór-Komorowski spotkał na schodach płk. Kazimierza Plutę-Czachowskiego – zastępcę szefa sztabu KG AK odpowiedzialnego za łączność – który zameldował, że „rozpoczęło się niemieckie przeciwuderzenie od Modlina”. Na to Bór-Komorowski odpowiedział: „Rozkaz został wydany. Zmieniać nie będę”. Wiedział, że rozkaz wybuchu powstania jest w tej sytuacji przedwczesny i że z wojskowego punktu widzenia należy go odwołać, ale tego nie uczynił.

Wybuchowi powstania w Warszawie był przeciwny Wódz Naczelny, gen. Kazimierz Sosnkowski – przebywający od 11 lipca 1944 roku we Włoszech na inspekcji II Korpusu Polskiego. W depeszy do władz polskich w Londynie z 31 lipca 1944 roku gen. Sosnkowski napisał, że „powstanie zbrojne byłoby aktem pozbawionym politycznego sensu, mogącym za sobą pociągnąć niepotrzebne ofiary”. Z polecenia prezydenta Władysława Raczkiewicza depesza ta jednak nie została wysłana do Warszawy.

http://www.mysl-polska.pl/1647
Na górę

Postautor: Gość » 10 sie 2018, o 10:08

Co do "prawicowych" publicystów, to mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Otóż mesjanizm, romantyzm, umiłowanie tradycji powstańczej - zawsze było w Polsce domeną lewicy. Nasze powstania bardzo krytycznie oceniały zaś oba nurty prawicy - zarówno konserwatywny, jak i endecki. Dopiero w III RP, to co nazywa się w tym kraju "prawicą" zaadoptowało te lewicowe idee jako swoje. Ja czuję się spadkobiercą klasycznej polskiej prawicy, wywodzącej się ze szkoły historycznej Stańczyków, która opowiadała się za kierowaniem się w polityce chłodną kalkulacją, a nie uczuciami i emocjami. Podobnie jak ci ludzie, uważam, że nasze porażki nie czynią nas wcale silniejszymi. Czynią nas słabszymi. Podobnie jak oni krytycznie podchodzę do powstań narodowych, które pogarszały, a nie polepszały sytuację Polaków. W takim układzie moich adwersarzy nazwałbym więc raczej lewicowymi. Teraz co do słów Dawida Wildsteina. Nie on jeden uważa, że nie wolno nam dyskutować o naszej historii i krytykować naszych błędów bo „skorzystają na tym Rosjanie czy Niemcy”. Inni uważają, że skorzystają na tym nieprzychylni nam nowojorscy Żydzi czy "Gazeta Wyborcza". Podobne podejście to absurd. Bo ani Rosjanie, ani Niemcy, ani Żydzi, ani "Gazeta Wyborcza" nie mogą nam wyznaczać granic dyskusji o naszych własnych dziejach. Jest wręcz przeciwnie. Musimy się na temat historii spierać i debatować, aby wyciągnąć z niej wnioski na przyszłość. A nie automatycznie sławić wszystko, co zrobili nasi przodkowie. Naprawdę, nie ma żadnego powodu, żeby być dumnym z tego, że byliśmy bici w kolejnych powstaniach.


Generał Władysław Anders używał jeszcze ostrzejszych słów. Gdy dowiedział się, że Komenda Główna AK wywołała Powstanie powiedział, że to zbrodnia i że "Bora" należy postawić przed sądem. Pobóg-Malinowski pisał o "odmętach szaleństwa", w które dowództwo AK wciągnęło swoich żołnierzy. W mojej książce tytułowy "obłęd” ma trzy odsłony. Pierwszą z nich jest akcja "Burza". Nigdy wcześniej w naszych dziejach nie wydano tak absurdalnych rozkazów. W nocy z 3 na 4 stycznia 1944 roku rozpoczął się kolejny najazd bolszewicki na Polskę i każdy rozsądnie myślący człowiek, musiał rozumieć, że Sowiety wkraczają na nasze terytorium, ze złymi zamiarami. Stalin wcale nie ukrywał, że jego celem jest ujarzmienie i podbicie Polski. Jak zareagowało na to dowództwo Armii Krajowej? Wydało swoim dzielnym żołnierzom rozkaz pomagania wkraczającym bolszewikom, pomagania im w zdobywaniu Polski. Z niewiadomych przyczyn uznano, że Sowiety nie są wrogiem, ale "sojusznikiem naszych sojuszników". To była straszliwa tragedia, zadenuncjowano bowiem w ten sposób własne wojsko przed NKWD. Bolszewicy nie mogli uwierzyć własnemu szczęściu. Niemcy nie byli w stanie przez pięć lat zniszczyć Polskiego Państwa Podziemnego, a teraz Sowiety zrobiły to z marszu. Trudno się dziwić, bo cała ta struktura się przed nimi zdekonspirowała. Oczywiście Stalin nie potrzebował żadnej pomocy AK i nasze oddziały zostały rozbite. Oficerowie zamordowani lub wywiezieni w nieznane, żołnierze w najlepszym przypadku wcieleni do armii Berlinga. Wydanie rozkazu do "Burzy" było więc samobójczym szaleństwem.

http://wiadomosci.dziennik.pl/historia/ ... zmowa.html
Na górę

Postautor: Gość » 10 sie 2018, o 10:41

"...Główną motywacją było zaakcentowanie sprawy polskiej na arenie międzynarodowej. Plan zakładał wystąpienie w roli gospodarza stolicy wobec sowietów..."

Kazimierz Wyka: "Ci sami ludzie, którzy nie lękali się przyznania, że powstanie miało być antysowiecką demonstracją polityczną, zachowywali pretensję i uraz, że strona, przeciw której demonstrowano, nie podała mu natychmiast pomocnej dłoni. I równie szczerze, również bez zająknienia w jednym zdaniu łączyli oba te twierdzenia".



Kat był banalny. Niemieckie, ukraińskie, rosyjskie „psy wojny” – degeneraci wojenni. Oraz banalny, stacjonujący od 18 sierpnia do 19 września na lotnisku Okęcie, liczący 4 maszyny Ju-87 D-5 rój por. Klussmanna - polskie ofiary 200 tysięcy - ofiary degeneratów w służbie niemieckiej - 1600

Powstanie :roll: Raczej rzeź :roll:
Na górę

Postautor: Gość » 17 sie 2018, o 11:52

Na górę

Postautor: Gość » 17 sie 2018, o 22:17

Pomimo ostrzeżeń wywiadu, że bolszewicy mają potężne siły na Białorusi – zlekceważył to i uderzył na Kijów w imię mirażu ideologicznego o nazwie „Ukraina”. Ewidentne lekceważenie strony przeciwnej zakończyło się katastrofą – przełamaniem polskiego frontu na południu przez Armię Konną Siemiona Budionnego i potężną ofensywą bolszewicka z Białorusi. Wielki odwrót, który w lipcu przekształcił się w ucieczkę zaowocował wielkim załamaniem Marszałka na okres prawie dwóch miesięcy. Polskę uratowali generałowie (przede wszystkim Tadeusz Rozwadowski) i wojsko nieomal w ostatniej chwili. Sam Piłsudski odegrał w tym zwycięstwie rolę raczej drugorzędną. Dzięki takim politykom jak Witos nikt nie dowiedział się, że w decydującym momencie wojny – zrzekł się funkcji Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza, o totalnym załamaniu nie mówiąc.

http://www.mysl-polska.pl/1653


Sam Witos tak wspominał to spotkanie: ,,W ciągu rozmowy wyjął z kieszeni niezapieczętowany list i odczytał go głosem ogromnie niewyraźnym i zmienionym. Na czterech kartkach małego formatu mieściła się dość obszernie umotywowana jego dymisja ze stanowiska Naczelnika Państwa. W piśmie tym zaznaczał między innymi, że nie wiedząc, czy i kiedy będzie mu dane wrócić z placu boju, którego losy uważa za niepewne, mnie prosi i upoważnia do zastępowania go na jego urzędzie. Co zaś do samej rzeczy i pisma, prosi o zachowanie bezwzględnej tajemnicy tak długo, jak tego będą wymagały stosunki, i ja sam uznam za potrzebne".

Dodać trzeba, że albo Witos niedokładnie zapamiętał lub przeoczył ten fakt, ale dymisja dotyczyła także funkcji Naczelnego Wodza, którą Piłsudski sprawował równocześnie z godnością Naczelnika Państwa. Jak wspomina Witos, marszałek był bardzo poważny, a nawet przybity i niepewny. Tego samego dnia opuścił on Warszawę udając się, jak twierdzą źródła, do Puław. Po latach dowiadujemy się dopiero z książki żony Piłsudskiego, że w istocie udał się do majątku Wieniawy-Długoszowskiego do Bobowa koło Tarnowa na spotkanie z rodziną. ,"Wszyscy byli zdziwieni, a ja pierwszy, widząc, że wódz naczelny porzuca kierownictwo całości bitwy (...)" - pisał gen. Maxime Weygand, szef francuskiej misji wojskowej, który wtedy przebywał w Polsce.

https://wawalove.wp.pl/gdyby-nie-wincen ... 973698689a
Na górę

Postautor: Gość » 18 sie 2018, o 08:18

Nie ma lukrowanej historii
Na górę


Wróć do „Miasto, mieszkańcy, problemy...”