Piotr Ciszewski: Jak IPN manipuluje historią
Instytut nawet nie stwarza więc nawet pozorów bezstronności, bo trudno w nim szukać na czołowych stanowiskach ludzi niepowiązanych z konserwatywną czy nacjonalistyczną prawicą.
Polityczne umocowanie sprawia, że znika wszelka rzetelność i bezstronność. Pisma kierowane do IPNu pozostają bez odpowiedzi, a przedstawiciele Instytutu nie biorą udział w debatach czy spotkaniach innych niż organizowane na ich warunkach. Znamienna była sytuacja gdy 21 sierpnia do prowadzonego przez Instytut centrum edukacyjnego Przystanek Historia nie chciano wpuścić większości przeciwników dekomunizacji nazw ulic. Organizatorzy rzekomo otwartej debaty przygotowanej w centrum opłacanym z pieniędzy podatnika schronili się za plecami policji i ochrony. W panelu „dyskusyjnym” znaleźli się jedynie zwolennicy dekomunizacji, którzy „polemizowali” sami ze sobą, na pytania uznane za niewygodne odpowiadając wymijająco. Jako eksperta IPN zaprosił między innymi Leszka Żebrowskiego, z wykształcenia ekonomistę, zaangażowanego między innymi we wspieranie Ruchu Narodowego. Instytut pokazał tym samym, że potrafi nie być pryncypialny. Wspomniany „historyk” sam powinien się „zdekomunizować”, ponieważ był tajnym współpracownikiem SB o kryptonimie „Leszek”. Jak się jednak okazuje dla Instytutu „jego” TW są do zaakceptowania.
Działania „historyków” Instytutu związane z ustawą dekomunizacyjną pokazują jak płytkie jest rozumienie przez nich historii. Pierwszy błąd, który dyskwalifikuje ich wypowiedzi, to występowanie z perspektywy wiedzy posiadanej współcześnie, bez analizowania społecznego kontekstu czasów o których się wypowiadają.
Braki warsztatowe IPN widać również w omawianiu kwestii Dąbrowszczaków. Podczas debaty dotyczącej dekomunizacji ulic, która odbyła się 21 sierpnia br. w Warszawie dr Maciej Korkuć naczelnik Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa w Krakowie przedstawiał fragmenty pisma „Dąbrowszczak” z roku 1937 chwalące politykę ZSRR. Jako argument przeciwko polskim ochotnikom Brygad Międzynarodowych podał, że trwała wówczas tak zwana Operacja Polska NKWD, czyli wysiedlania oraz prześladowania przedstawicieli mniejszości polskiej w Związku Radzieckim. Ponownie przedstawiciel IPN wyciąga jednak błędne wnioski, zakładając, że jeśli obecnie wiemy o ówczesnej sytuacji za wschodnią granicą, to wiedzę tę musieli posiadać Polacy również w roku 1937. Jest to jawna manipulacja. Pełnej informacji o „operacji polskiej” nie miały nawet władze II RP, a co dopiero mówić o walczących w Hiszpanii ochotnikach.
Instytut ma jednak na swoim koncie również działania bezpośrednio uderzające w prawdę historyczną. Jeśli fakty nie zgadzają się z lansowanymi przez tę instytucję tezami, tym gorzej dla faktów. Przedstawiciele gdańskiego IPNu twierdzili na przykład, że Dąbrowszczacy popełniali zbrodnie wojenne, jednak zapytani o konkretne dowody nabrali wody w usta. Zaczęli z kolei lansować tezę jakoby polscy ochotnicy walczący w Hiszpanii mieli kluczowy wpływ na tworzenie powojennego aparatu bezpieczeństwa, przytaczając rzekomo świadczące o tym dane.
W niechlujnie przygotowanej prezentacji gdański IPN postanowił wyjaśnić ten zarzut. Opracował zarzuty na podstawie danych Związku Byłych Uczestników Walk o Wolność Hiszpanii w latach 1936-1939 (Związku Dąbrowszczaków). Oddział we istniejącego w Polsce w latach 1945-1949. Wynika z nich, że większość zarejestrowanych weteranów pracowała w Urzędzie Bezpieczeństwa. Z pozoru więc wszystko potwierdza wersję IPNu, jednak Instytut popełnił tu, zapewne świadomą, manipulację.
Z około 5 tysięcy polskich ochotników ponad 3 tysiące zginęło w trakcie Wojny Domowej w Hiszpanii. Ci, którzy przeżyli trafili w czasie Drugiej Wojny Światowej na niemal wszystkie fronty konfliktu. Około 120 walczyło w polskich siłach zbrojnych na zachodzie, a kolejnych kilkudziesięciu w armii brytyjskiej. Po roku 1945 do Polski wróciło mniej niż 1000 z nich. Związek Dąbrowszczaków nie zrzeszał nawet większości z tych ludzi. Wielu Dąbrowszczaków obawiając się stalinowskich represji, nie ujawniło swojego udziału w Brygadach Międzynarodowych. Gdański IPN opiera więc swoje wnioski wobec liczące 5 tysięcy ludzi grupy na podstawie analizy 58 biogramów.
To tylko kilka przykładów szkodliwych działań IPN. Po zebraniu mogłaby powstać na ich podstawie obszerna analiza szkód poczynionych przez obecną „politykę historyczną”. Instytut, który powstał rzekomo w celu analizowania historii najnowszej, coraz bardziej zajmuje się manipulowaniem czy wręcz ordynarnymi kłamstwami.
http://lewica.pl/?id=31690&tytul=Piotr- ... -historią-