Post autor: Gość » 18 sty 2019, o 08:30
Jeżeli nie my się o nich upomnimy, to kto ma to zrobić? Ofiary zbrodni wołyńskiej w przytłaczającej większości były włościanami. A więc członkami społeczności najbardziej bezradnej, zupełnie nieprzygotowanej na katastrofę, która miała na nią spaść. Byli ludźmi pozostawionymi samym sobie. Zarówno wtedy, jak i po wojnie, gdy ich cierpienie niespecjalnie interesowało przedstawicieli elit. Co innego Katyń, gdzie ginęli oficerowie rezerwy - lekarze, pisarze, adwokaci, dziennikarze. Co innego Palmiry, gdzie mordowano polityków, działaczy społecznych, żołnierzy konspiracji.
A Wołyń? To przecież jakaś zapomniana przez Boga kraina na odległych kresach, zamieszkana przez zwykłych chłopów. Kto by sobie tym zawracał głowę? My, panowie i panie, musimy przecież robić wielką politykę zgodną z wytycznymi redaktora Giedroycia.
Wiem, że to, co piszę, jest bardzo gorzkie, drażniące polską wrażliwość, ale tak niestety było. Pomordowani Wołyniacy w panteonie polskiej martyrologii stali w dalszym rzędzie. Byli traktowani jak ofiary drugiej kategorii.
Tak jak nie sposób jest oddać w słowach bezmiaru cierpienia, jakie stało się udziałem naszych nieszczęsnych rodaków z Wołynia. Rąbanych siekierami, palonych żywcem, topionych w studniach, nabijanych na pal, rozrywanych końmi i mordowanych na sto innych sposobów przez ukraińskich nacjonalistów. Taki los spotkał kobiety, dzieci, niemowlęta, starców. Wszyscy ci ludzie zginęli tylko dlatego, że byli Polakami. Mimo to od wielu lat spora część naszych elit uznaje, że upamiętnianie ofiar ludobójstwa na Wołyniu jest w złym tonie. Ba, samo używanie słowa ''ludobójstwo'' uważa się za niestosowne.
Dlaczego? Oczywiście dlatego, żeby nie zaszkodzić dialogowi polsko-ukraińskiemu. Żeby przypadkiem nasi ''partnerzy z Kijowa'' się na nas nie pogniewali. Wielokrotnie pisałem i mówiłem, że stanowisko takie jest haniebne. Przypominanie o zagładzie Polaków z Wołynia nie ma bowiem nic wspólnego z ''wytykaniem Ukraińcom ich win'' czy ''jątrzeniem w relacjach Kijów-Warszawa''. Tutaj nawet nie chodzi o ''narodową solidarność'' z pomordowanymi. To po prostu kwestia elementarnej przyzwoitości. Empatii wobec niewinnych ludzkich istot, które przeszły przez niewyobrażalną gehennę.
https://opinie.wp.pl/piotr-zychowicz-o- ... 820677761a
Jeżeli nie my się o nich upomnimy, to kto ma to zrobić? Ofiary zbrodni wołyńskiej w przytłaczającej większości były włościanami. A więc członkami społeczności najbardziej bezradnej, zupełnie nieprzygotowanej na katastrofę, która miała na nią spaść. Byli ludźmi pozostawionymi samym sobie. Zarówno wtedy, jak i po wojnie, gdy ich cierpienie niespecjalnie interesowało przedstawicieli elit. Co innego Katyń, gdzie ginęli oficerowie rezerwy - lekarze, pisarze, adwokaci, dziennikarze. Co innego Palmiry, gdzie mordowano polityków, działaczy społecznych, żołnierzy konspiracji.
A Wołyń? To przecież jakaś zapomniana przez Boga kraina na odległych kresach, zamieszkana przez zwykłych chłopów. Kto by sobie tym zawracał głowę? My, panowie i panie, musimy przecież robić wielką politykę zgodną z wytycznymi redaktora Giedroycia.
Wiem, że to, co piszę, jest bardzo gorzkie, drażniące polską wrażliwość, ale tak niestety było. Pomordowani Wołyniacy w panteonie polskiej martyrologii stali w dalszym rzędzie. Byli traktowani jak ofiary drugiej kategorii.
Tak jak nie sposób jest oddać w słowach bezmiaru cierpienia, jakie stało się udziałem naszych nieszczęsnych rodaków z Wołynia. Rąbanych siekierami, palonych żywcem, topionych w studniach, nabijanych na pal, rozrywanych końmi i mordowanych na sto innych sposobów przez ukraińskich nacjonalistów. Taki los spotkał kobiety, dzieci, niemowlęta, starców. Wszyscy ci ludzie zginęli tylko dlatego, że byli Polakami. Mimo to od wielu lat spora część naszych elit uznaje, że upamiętnianie ofiar ludobójstwa na Wołyniu jest w złym tonie. Ba, samo używanie słowa ''ludobójstwo'' uważa się za niestosowne.
Dlaczego? Oczywiście dlatego, żeby nie zaszkodzić dialogowi polsko-ukraińskiemu. Żeby przypadkiem nasi ''partnerzy z Kijowa'' się na nas nie pogniewali. Wielokrotnie pisałem i mówiłem, że stanowisko takie jest haniebne. Przypominanie o zagładzie Polaków z Wołynia nie ma bowiem nic wspólnego z ''wytykaniem Ukraińcom ich win'' czy ''jątrzeniem w relacjach Kijów-Warszawa''. Tutaj nawet nie chodzi o ''narodową solidarność'' z pomordowanymi. To po prostu kwestia elementarnej przyzwoitości. Empatii wobec niewinnych ludzkich istot, które przeszły przez niewyobrażalną gehennę.
https://opinie.wp.pl/piotr-zychowicz-o-filmie-wolyn-6126041820677761a