Post autor: Gość » 24 lut 2018, o 11:01
Choć wydaje się to nieprawdopodobne, to jednak trzeba przypomnieć fakty o charakterze podstawowym. Polegają one na tym, że tak nacjonalizm ukraiński, jak i litewski, mają na sumieniu dziesiątki, setki tysięcy polskich ofiar. W imię realizowania tych doktryn w praktyce konkretni ludzie ginęli za to i włącznie za to, że byli Polakami. Wyznawcy tych idei stanęli do morderczej rywalizacji z komunizmem o to, kto zamieni Kresy Wschodnie w większe morze krwi. Dziś, w roku 2017, gdy możemy się podobno cieszyć wolną Polską, jeden telefon nawet nie z Kijowa, a z ukraińskiej ambasady, unieważnia najwyraźniej obowiązek władz Rzeczypospolitej przywracania i kultywowania pamięci o polskich ofiarach zbrodni. Zbrodnie zaś mają to do siebie, że po jednej stronie istotnie stawiają ofiarę – ale po drugiej zawsze stoi kat, za katem z kolei – określony motyw. Nacjonalizm litewski czy ukraiński w rzeczy samej były bezpośrednią inspiracją do przeprowadzenia krwawych, ohydnych w swych motywach i bezwzględnych w praktyce zbrodni. Z czym więc marszałek Karczewski i posłuszni mu senatorowie chcą zawierać kompromis i kosztem czego?
Po ludzku jest to bolesne, a dla Polaka niestety upokarzające. Nie chodzi bowiem o to, że marszałek Karczewski nie odczuwa osobistego dyskomfortu wobec takiego stanowiska. Wtóruje mu zresztą senator Mamątow, również z PiS, który mówi: „Nie możemy sobie pozwolić na psucie stosunków z sąsiadami”. Nie chodzi o to, że dany polityk nie krępuje się zginaniem karku przed obcoplemieńcami, bo przecież nie honor własny senatorów RP jest zmartwieniem dla ogółu społeczeństwa. Nie do zniesienia jest przede wszystkim to, że upokarzana jest Polska i że w jej imieniu, czyli w imieniu nas wszystkich, zamiast suwerenności wybiera się handel najbardziej zasadniczymi elementami spajającymi dany naród, tj. wspólnym przeżywaniem i interpretowaniem przeszłości przez ogół społeczeństwa. Niech żadnym usprawiedliwieniem nie będzie dla nas fakt, iż marszałek Karczewski i jego partyjni koledzy zapewne uważają się za patriotów.
Tak samo prawdopodobne jest, iż politycy ci są przekonani, że wykazali się politycznym „realizmem”; że ominęli rafy czyhające na zwolenników porozumienia z Litwą i Ukrainą i że sprytnie umknęli zastawionym na nich sidłom przez przeciwników Międzymorza czy idei jagiellońskiej. Pomiędzy tymi ostatnimi zaś, a polską racją stanu, na ogół w kręgach PiS-owskich jest stawiany znak równości. Możemy być wręcz pewni, iż marszałek Karczewski jest dumny z siebie, bo w swoim gorącym patriotyzmie wziął poprawkę na „obiektywne okoliczności”, które nie pozwalają na psucie stosunków z sąsiadami.
https://kresy.pl/publicystyka/komu-mars ... ic-polske/
Choć wydaje się to nieprawdopodobne, to jednak trzeba przypomnieć fakty o charakterze podstawowym. Polegają one na tym, że tak nacjonalizm ukraiński, jak i litewski, mają na sumieniu dziesiątki, setki tysięcy polskich ofiar. W imię realizowania tych doktryn w praktyce konkretni ludzie ginęli za to i włącznie za to, że byli Polakami. Wyznawcy tych idei stanęli do morderczej rywalizacji z komunizmem o to, kto zamieni Kresy Wschodnie w większe morze krwi. Dziś, w roku 2017, gdy możemy się podobno cieszyć wolną Polską, jeden telefon nawet nie z Kijowa, a z ukraińskiej ambasady, unieważnia najwyraźniej obowiązek władz Rzeczypospolitej przywracania i kultywowania pamięci o polskich ofiarach zbrodni. Zbrodnie zaś mają to do siebie, że po jednej stronie istotnie stawiają ofiarę – ale po drugiej zawsze stoi kat, za katem z kolei – określony motyw. Nacjonalizm litewski czy ukraiński w rzeczy samej były bezpośrednią inspiracją do przeprowadzenia krwawych, ohydnych w swych motywach i bezwzględnych w praktyce zbrodni. Z czym więc marszałek Karczewski i posłuszni mu senatorowie chcą zawierać kompromis i kosztem czego?
Po ludzku jest to bolesne, a dla Polaka niestety upokarzające. Nie chodzi bowiem o to, że marszałek Karczewski nie odczuwa osobistego dyskomfortu wobec takiego stanowiska. Wtóruje mu zresztą senator Mamątow, również z PiS, który mówi: „Nie możemy sobie pozwolić na psucie stosunków z sąsiadami”. Nie chodzi o to, że dany polityk nie krępuje się zginaniem karku przed obcoplemieńcami, bo przecież nie honor własny senatorów RP jest zmartwieniem dla ogółu społeczeństwa. Nie do zniesienia jest przede wszystkim to, że upokarzana jest Polska i że w jej imieniu, czyli w imieniu nas wszystkich, zamiast suwerenności wybiera się handel najbardziej zasadniczymi elementami spajającymi dany naród, tj. wspólnym przeżywaniem i interpretowaniem przeszłości przez ogół społeczeństwa. Niech żadnym usprawiedliwieniem nie będzie dla nas fakt, iż marszałek Karczewski i jego partyjni koledzy zapewne uważają się za patriotów.
Tak samo prawdopodobne jest, iż politycy ci są przekonani, że wykazali się politycznym „realizmem”; że ominęli rafy czyhające na zwolenników porozumienia z Litwą i Ukrainą i że sprytnie umknęli zastawionym na nich sidłom przez przeciwników Międzymorza czy idei jagiellońskiej. Pomiędzy tymi ostatnimi zaś, a polską racją stanu, na ogół w kręgach PiS-owskich jest stawiany znak równości. Możemy być wręcz pewni, iż marszałek Karczewski jest dumny z siebie, bo w swoim gorącym patriotyzmie wziął poprawkę na „obiektywne okoliczności”, które nie pozwalają na psucie stosunków z sąsiadami.
https://kresy.pl/publicystyka/komu-marszalek-karczewski-chce-obrzydzic-polske/